- Weasley, wstawaj! No już!
- C... co? Dlaczego? - wymamrotał nieprzytomnie.
- Twój ojciec został zaatakowany w Ministerstwie Magii. Szybko, profesor Dumbledore kazał przyprowadzić do siebie Ciebie, Georga i Ginny.
Fred wytrzeszczył oczy. Jego ojciec? Zaatakowany? Spojrzał na łóżko Georga. Jego brat zakładał w pośpiechu buty i z nerwów nie mógł zawiązać sznurówki.
Fred poszedł w jego ślady i wyjął spod łóżka wychodzone trampki. Zawiązał je szybko, założył szlafrok i po chwili był już przy drzwiach. Gdy tylko je otworzył ujrzał stojącą za nimi Ginny. Dziewczyna miała przerażoną minę i zaczerwienienione oczy. Musiała płakać.
Fred objął ją troskliwie, a ta wybuchła płaczem. Po chwili z dormitorium wyszła wraz z Georgem, profesor McGonagall.
- Chodźcie, szybko. Postarajcie się nikogo nie obudzić - powiedziała.
Rodzeństwo posłusznie ruszyło za nią.
*
Kiedy Fred wszedł do gabinetu dyrektora ujrzał tam Rona i Harry'ego. Jego brat był blady jak papier, zresztą on sam pewnie wyglądał tak samo.
- Harry... co się dzieje? - zapytała drżącym głosem Ginny - Profesor McGonagall mówi, że widziałeś, jak zraniono tatę...
- Wasz ojciec został ranny podczas wypełniania zadania dla Zakonu Feniksa - powiedział z powagą Dumbledore - Przeniesiono go do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Wysyłam was z powrotem do domu Syriusza, bardziej się nadaje na szpital niż Nora. Spotkacie się tam ze swoją matką.
- Jak się tam dostaniemy? - zapytał jeszcze bardziej wstrząśnięty Fred - Proszek Fiuu?
- Nie. Proszek Fiuu nie jest teraz bezpiecznym środkiem lokomocji, bo sieć jest pod obserwacją. Weźmiecie świstoklik.
Fred kiwnął głową i spojrzał na stary czajnik, który wskazał Dumbledore.
Rudzielec był naprawdę wstrząśnięty całą sytuacją. Nigdy by mu do głowy nie przyszło, że tej samej nocy, kiedy latał z Elizabeth na miotle, dowie się, że jego ojciec został zaatakowany, podczas wypełniania misji dla Zakonu Feniksa. Dlaczego to akurat on wypełniał to zadanie? Przecież wiele innych członków Zakonu pracuje w Ministerstwie. A teraz jego ojciec leży w szpitalu. Po prostu lepiej być nie mogło. Z namysłu wyrwał go głos Dumbledore'a.
- Podejdźcie. Szybko, zanim ktoś przyjdzie...
Fred stanął posłusznie obok biurka, na którym stał świstoklik.
- Wszyscy używalnoście już przedtem świstoklika? - zapytał Dumbledore, na co Weasleyowie wraz z Harrym kiwnęli głowami i wyciągnęli ręce, by dotknąć poczerniałego czajnika - Dobrze. Liczę do trzech... Raz... dwa...
Fred zamknął oczy i ścisnął mocniej ucho czajnika.
- ... TRZY.
Poczuł mocne szarpnięcie w okolicach pępka, a po chwili wirował odbijając się o innych, wśród barw i świstu wiatru. Po chwili uderzył stopami o podłogę w kuchni domu numer dwanaście przy Grimmauld Place.
*
Elizabeth otworzyła oczy i automatycznie spojrzała na okno. Świeciło słońce. Zapowiadał się pogodny piątek. Nagle coś sobie uświadomiła; piątek, lekcje! Spojrzała na zegarek. Była równo 8.00. Eliza zerwała się z łóżka jak oparzona. W błyskawicznym tempie ubrała się i upchnęła książki do szkolnej torby. Wybiegła z pokoju wspólnego i pognała schodami w stronę lochów. Nie dość, że się spóźni to jeszcze na lekcję eliksirów. Jak na złość, będąc na ostatnich schodach, potknęła się i spadła parę schodków w dół. Syknęła z bólu i masując potłuczony łokieć, ruszyła mrocznym korytarzem do sali od eliksirów.
Kiedy stanęła przed drzwiami klasy, otworzyła je i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała chłodny głos profesora Snape'a.
- Jak widać panna Colfer postanowiła zaszczycić nas swoją obecnością. Zapewne ucieszy się, że dzięki jej nieobecności na pierwszej lekcji i spóźnieniu na drugą Gryffindor traci 15 punktów.
Elizabeth westchnęła i usiadła sama w ostatniej ławce.
Spojrzała na tablicę i otworzyła podręcznik na podanej stronie. Był na niej przepis na eliksir zwany Słojem Niezgody. Jeżeli poda się go komuś do picia, dana osoba natychmiast staje się wyjątkowo wredna, zarówno dla swoich wrogów, jak i przyjaciół.
- Zapewne większość Ślizgonów wypiła coś takiego - mruknęła Eliza i zabrała się do pracy.
Musiała nadgonić resztę klasy, która zaczęła przygotowywanie eliksiru już na poprzedniej lekcji. Dziewczyna zaczęła szybko dodawać składniki, co jakiś czas mieszając. Po jakimś czasie zdała sobie sprawę z tego, że musiała dodać za dużo sproszkowanych skrzydeł motyla, gdyż wywar zamiast barwy błękitnej, przyjął barwę blado żółtą i zaczął bulgotać.
Przeczytała ponownie przepis, ale nie było nigdzie wzmianki, co zrobić w zaistniałej sytuacji, więc Elizabeth postanowiła kontynuować.
Po chwili przekonała się, że to był zły pomysł, bo zawartość kościółka zaczęła się wylewać na biurko, a następnie dymić. Dziewczyna chciała jakoś zapanować nad sytuacją, jednak było już za późno; eliksir wybuchł, przy okazji ochlapując Elizę. Dziewczyna krzyknęła, a w następnej chwili usłyszała nad sobą głos profesora.
- Panna Colfer posprząta teraz swoje stanowisko pracy. Może powinnaś poprosić, któregoś z bliźniaków o wytłumaczenie ci, jak się powinno przyrządzać odpowiednio eliksiry. Gryffindor traci 5 punktów.
Elizabeth bez słowa poszła po ścierkę i zaczęła wycierać swoje stanowisko. Zajęło jej to trochę czasu, ponieważ z niewiadomych powodów, szmatka nie wchłaniała cieczy. Udało jej się skończyć dopiero 5 minut przed końcem lekcji, więc uznała, że nie ma sensu zaczynać eliksiru od nowa. Prawdę mówiąc nawet gdyby zostało jej pół godziny i tak by tego nie zrobiła. Włożyła podręcznik do torby i czekała na przerwę. Teraz miała czas na zastanowienie, dlaczego Linsey lub którakolwiek z jej współlokatorek jej nie obudziła. Była na nie zła. Chociaż to też jej wina, że nie nastąpiła budzika. No ale przynajmniej się wyspała. Przecież poszła spać wyjątkowo późno, w końcu po czasie spędzonym z Fredem do dormitorium wróciła dopiero o drugiej. Właśnie, Fred. Musi się z nim zobaczyć. To jest aktualnie jej priorytet.
Po wyjściu z klasy pobiegła na 1 piętro, na którym miała mieć teraz lekcje. Zaczęła szukać Freda. Wiedziała, że on też ma tutaj lekcje.
Nagle poczuła, że ktoś ją łapie delikatnie za nadgarstek. Odwróciła się i zobaczyła Hermionę.
- Hej, o co chodzi? - zapytała Eliza.
- Musimy pogadać. Chyba powinnaś wiedzieć. Przynajmniej jako jedna z pierwszych. Znając życie wieczorem cała szkoła będzie o tym mówić.
- Mianowicie?
Hermiona westchnęła.
- Ojciec bliźniaków został zaatakowany w Ministerstwie Magii. Harry, Ron, Fred, George i Ginny pojechali do Szpitala Świętego Munga, aby się z nim zobaczyć.
Elizabeth oniemiała.
- J... jak to? Skąd to wiesz?
- Profesor McGonagall mi powiedziała. Harry miał wizję podczas snu.
- Jaką wizję?
- Tego nie wiem. Po prostu wolałam ci powiedzieć. Wiem, że jesteś przyjaciółką bliźniaków. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Taak. Dzięki.
- Nie ma sprawy. A, właśnie - Linsey Cię szukała.
- Linsay? Gdzie ona jest?
- Ostatnio widziałam ją na drugim piętrze.
- Spotkam się z nią na lunchu. Jeszcze raz dziękuję - Eliza uśmiechnęła się, a Hermiona odwzajemniła uśmiech.
- Proszę. Muszę iść na lekcje. Pa!
Hermiona pomachała Elizabeth i po chwili zniknęła jej z oczu.
Eliza poszła w jej ślady i ruszyła w stronę sali od mugoloznawstwa. Na tej lekcji mieli rozmawiać o mugoloskim Bożym Narodzeniu. Co jak co, ale trochę o tym wiedziała, więc na lekcji co chwila jej ręką wystrzeliwała w górę.
Po skończonej lekcji, na której zdobyła 10 punktów dla swojego domu, szybkim krokiem poszła do Wielkiej Sali. Musiała dowiedzieć się dlaczego Linsey jej szukała. Może chciała jej wyjaśnić dlaczego jej nie obudziła.
Ledwo przekroczyła próg Wielkiej Sali, usłyszała nawoływanie jej przyjaciółek.
- Jak się czujesz? - zapytała Barbara, zanim Eliza zdążyła usiąść.
- Słucham?
- Rano źle się czułaś. Mówiłaś, że musisz iść do pani Pomfrey.
Elizabeth zamrugała.
- Naprawdę?
- Nic nie pamiętasz?
- Nie. Może gadałam przez sen. Nieważne.
Dziewczyny przytaknęły i zaczęły rozmawiać o Bożym Narodzeniu.
Reszta dnia zleciała strasznie szybko. Nauczyciele nic nie zadawali na święta, więc Eliza po skończonych lekcjach miała chwilę wolnego czasu przed wyjazdem. Postanowiła, że napisze list do bliźniaków.
*
Elizabeth usiadła w przedziale z Alicją, Linsey i Raquelle. Barbara została na święta w Hogwarcie.
- Napiszcie do mnie jak będziecie w domu - poprosiła Alicja.
- Mamy załączyć prezent? - zapytała Eliza, uśmiechając się.
- Jeśli chcesz - odpowiedziała Alicja i oparła głowę na ramieniu Raquelle. Elizabeth skupiła się przy oknie i spojrzała na oddalający się zamek Hogwartu.