wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 8.

Następnego dnia Elizabeth była bardzo podekscytowana. Miał do być jej pierwszy dzień zajęć, przez co jej zachowanie było podobne do mugolskiego dziecka, które miało iść pierwszy raz do szkoły.
- Liz, dzisiaj nie mamy transmutacji. - powiedziała Barbara, widząc jak Eliza próbuje wcisnąć do torby "Poradnik transmutacji dla zaawansowanych".
Elizabeth wzięła z komody swój plan lekcji i ponownie spojrzała na lekcje poniedziałkowe. 
Miała dzisiaj Zielarstwo, Obronę Przed Czarną Magią, Historię Magii i dwie godziny Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Po raz trzeci wysypała całą zawartość swojej torby na łóżko i po kolei zaczęła wszystko pakować od nowa. 
Ogromnym szczęściem było dla niej to, że w poniedziałki miała wszystkie lekcje z Barbarą i Linsey. To tyko i wyłącznie dzięki nim udało jej się ostatecznie spakować torbę. Poprawiła jeszcze mundurek i wraz z dziewczynami ruszyła na śniadanie. 
Kiedy usiadła przy stole Gryfonów spojrzała się w kierunku stołu nauczycielskiego, zastanawiając się jacy mogą być dani nauczyciele. Jak na razie wiedziała tylko co nieco o profesorze Flitwicku i profesor Umbridge, ale były to jedynie opowieści danych osób, więc nie wiedziała jakie będą jej stosunki z nimi. Jej wzrok zatrzymał się na kobiecie wyglądem przypominającą ropuchę.
- Na co patrzysz? - zapytała Linsey, wytrącając Elizę z zamyślenia. 
- Kto to? - zapytała dziewczyna pokazując dyskretnie w stronę nauczycielki.
- Ta ropucha? To Umbridge. To o niej mówiła Alicja. 
- A więc to jest ta "wredna jędza"? Hm, ślicznotka. - powiedziała Eliza i uśmiechnięła się drwiąco.
Linsey zaśmiała się i odwróciła się w stronę stołu. Po chwili na stole pojawiło się jedzenie, więc Eliza obróciła się, wzięła dzbanek z mlekiem i nalała go do miski. Już miała sięgnąć po płatki, gdy nagle usłyszała Raquelle.
- Sowy już są! 
Rzeczywiście. Nad stołami zaczęły przelatywać różnego koloru ptaki, rzucając przed uczniów przesyłki. Elizabeth patrzyła z zachwytem na przelatujące nad jej głową stworzenia. Po chwili przed nią wylądował spora sowa, która zaczęła pohukiwać wesoło, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Eliza spojrzała się na nią i uśmiechnęła się szeroko. 
- Lunar! Rodzice coś przysłali?
Sowa wyciągnęła nóżkę, na której czerwoną wstążką przywiązany był list. Dziewczyna odwiązała przesyłkę i pogłaskała sowę po głowie. Rozwinęła papier i zaczęła czytać.

Kochana Bettie!

Wiem, że jesteś w Hogwarcie dopiero trzy dni, ale ja i tata już się za Tobą stęskniliśmy. Jesteśmy bardzo ciekawi do jakiego trafiłaś domu (tata od samego początku obstawiał na Ravenclaw, jednak ja jestem pewna, że masz cechy bardziej pasujące do Gryffindoru) i jak Ci się podoba w nowej szkole. Wiem, że jest to Twój szósty rok i że może trudno będzie Ci się zaklimatyzować, jednak jestem pewna, że z Twoim charakterem znajdziesz, a może nawet już znalazłaś, sobie przyjaciół. Mam nadzieję, że nie będziesz rozrabiać tak jak w domu. Nie mamy ochoty być wzywani do Hogwartu po to, aby Cię zabrać. Od trzech dni jesteś już pełnoletnią czarownicą, więc co jak co, ale powinnaś umieć się zachować. Pamiętaj, aby dbać o książki, szaty, a przede wszystkim różdżkę. Ucz się pilnie na lekcjach, ponieważ wiedza zdobyta w Hogwarcie jest o wiele cenniejsza od tej, której ja cię uczyłam. Wiem, że mówię jak strasznie wymagająca matka, ale jesteś dla mnie i taty najważniejsza, dobrze o tym wiesz. Dobrze, dość tych ceregieli. Baw się dobrze i pisz do nas czasem.

Pozdrawiam,
Mama

Ps. Możesz zatrzymać Lunar u siebie. Tata mówił, że w Hogwarcie jest sowiarnia. Tylko pamiętaj, aby co jakiś czas do niej zaglądać.


Elizabeth schowała list do torby, szybko dokończyła śniadanie i biegiem udała się do sowiarni. Zostawiła tam Lunar i jeszcze szybciej zbiegła na dół. Nie mogła się spóźnić na swoją pierwszą lekcje. 
Wbiegła do Wielkiej Sali, gdzie właśnie od stołu wstawały Barbara i Linsey. Najwidoczniej Raquelle i Alicja już poszły na lekcje.
- Popraw włosy, jesteś rozczochrana. - powiedziała do Elizy Barbara i podała dziewczynie lusterko.
- Dzięki, za ile zaczyna się lekcja? - zapytała Elizabeth, ponownie wiążąc włosy w kucyka.
- Za jakieś 10 minut, więc lepiej już chodźmy. 
Ruszyły w stronę cieplarni. 
Na lekcji omawiali wnykopieńki - sękate pieńki, które na pozór wyglądają jak zwykłe kawałki drewna, jednak gdy się do nich zbliży natychmiast ożywają. Ze szczytu pnia wyskakiwały długie, kolczaste pędy, które przypominały gałązki jeżyn i wymachiwały wściekle w stronę osoby, która akurat była najbliżej. 
Uczniowie mieli za zadanie wyciągnięcie z rośliny strączków. Aby to zrobić należało ścisnąć pędy wnykopieńka. Elizabeth miała pracować z Barbarą i Linsey.
- Dobra, to która zajmie się pędami? - zapytała Linsey odsuwając się od rośliny na bezpieczną odległość. 
- Wydaje mi się, że ty się nadajesz do tego idealnie - powiedziała Barbara i pchnęła lekko Linsey w stronę wnykopieńka.
- Co? Ale...
Linsey nie dokończyła, bo pędy rzuciły się w jej stronę. Linsey odruchowo chwyciła roślinę, a wtedy w plątaninie wijących się gałązek otworzyła się dziura, w której znajdowały się pulsujące, zielone bulwy wielkości grapefruita. Barbara szybko włożyła do dziury rękę w celu wyciągnięcia z niej strączków. Nagle gałązki zacisnęły się wokół jej ręki, aż do łokcia. Barbara zaczęła krzyczeć, a Elizabeth szybko zajrzała do podręcznika. Następnie machnęła różdżką, a strączki natychmiast puściły rękę dziewczyny, umożliwiając wyjęcie strączków.
- Szybko, wyjmuj je! Tu jest napisane, że zaklęcie działa na nie góra minutę! - powiedziała Elizabeth, widząc że Barbara robi to strasznie mozolnie. 
Dziewczyna przyśpieszyła i w ostatniej chwili wyciągnęła ostatni strączek, bo roślina znowu zaczęła zawzięcie się wić. 
Oddały strączki profesor Pomfrey jako pierwsze, a ta przyznała dziesięć punktów Gryffindorowi. Po skończonej lekcji Elizabeth była wyjątkowo zadowolona zarówno z siebie, jaki i z Linsey i Barbary. Jednak jej radość popsuł fakt, że jej następną lekcją była Obrona Przed Czarną Magią. Według Linsey była to najgorsza lekcja w tym roku. 
Kiedy lekcja się zaczęła, Eliza przyznała jej racje - lekcja opierała się na czytaniu po kilka razy danego rozdziału z podręcznika. Po jakimś czasie Elizabeth była już tak znudzona lekcją, że zajęła się rozplanowywaniem reszty dnia. Miała ochotę wyjść dzisiaj na dwór, chociaż patrząc na godzinę zakończenia lekcji, to zanim wyjdzie na zewnątrz to będzie już ciemno.  Postanowiła więc, że spędzi czas w pokoju wspólnym. Kiedy lekcja dobiegła końca, Umbridge z obrzydliwe słodkim uśmiechem zadała im napisanie referatu na temat używania magii obronnej zgodnie z prawem, a następnie z jeszcze słodszym uśmiechem kazała im wyjść z klasy.
- To była zdecydowanie najnudniejsza lekcja na jakiej byłam. - powiedziała Elizabeth siadając na parapecie.
- Teraz jest przerwa, więc możesz się rozbudzić przed Historią Magii. - powiedziała Barbara przeciągając się. 
- Nigdy nie lubiłam Historii Magii. Zawsze na lekcjach z mamą zajmowałam się czymś innym.
- Na przykład? 
Elizabeth odwróciła się i zobaczyła przed sobą bliźniaków.
- Na pewno nie podsłuchiwałam cudzych rozmów. - odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do rudzielców.
- My nie podsłuchujemy. - powiedział George. 
- My zdobywamy ciekawe informacje. - dokończył Fred.
- Taak, już to widzę. - powiedziała Barbara i przewróciła oczami. 
- Nie wierzysz nam? Nam? - zapytał z udawaną urazą George. 
- No cóż... - powiedziała Barbara i uśmiechnęła się drwiąco.
- Zmieniając temat; słyszeliśmy,  że miałaś swoją pierwszą lekcję z naszą kochaną Umbridge. I jak, podobało ci się? - zapytał Fred. 
- Oczywiście, jest to kobieta tak inteligentna i piękna, że przez całą lekcję podziwiałam ją i napawałam się jej mądrością. Chyba to ona będzie moją ulubioną nauczycielką. - powiedziała Elizabeth, naśladując słodki głos Unbridge.
Linsey, Barbara i bliźniacy wybuchli śmiechem. 
Resztę przerwy Eliza spędziła na nabijaniu się z Umbridge i jej "urody".
Pozostałe lekcje minęły Elizabeth w miarę szybko, może dlatego, że zarówno lunch jak i czas wolny, umilało jej towarzystwo Freda, Georga i jej współlokatorek. Na obiedzie było równie zabawnie, szczególnie wtedy gdy George wsypał jakiemuś Ślizgonowi proszek wyłupek do ponczu. Kiedy do pokoju wspólnego wróciła wraz z Fredem, gdyż George musiał zatrzeć ślady po proszku wyłupku, przywitały ich pogwizdywania Gryfonów. Cóż, od czasu gdy szkoła dowiedziała się o tym, że ona i Fred "planują ślub", zazwyczaj gdy widywano ich razem to zazwyczaj słyszała pogwizdy chłopców i chichoty dziewcząt. Ona i Fred mieli z tego niezły ubaw. 
Kiedy usiedli obok siebie na fotelach, od razu dosiadły się do nich Alice, Barbara, Linsey i Raquelle.
- Co tam gołąbeczki? - zapytała drwiąco Barbara. 
- Oh, cudownie! Prawda Freddie? - zapytała Freda, rozbawiona Elizabeth.
- Oczywiście, Ellie! - odpowiedział Fred słodkim głosem.
- Nie, Fred! Robisz to źle! To powinno być tak... - tutaj Elizabeth zaczęła naśladować profesor Umbridge.
Fred tylko się uśmiechnął i zrobił zrezygnowaną minę. 
Po jakimś czasie dołączyli do nich George i Lee. Popołudnie w towarzystwie ludzi, których się lubi może być naprawdę cudowne - Elizabeth tego dnia się o tym przekonała. 
-----
Kolejne życzonka ;3 Chciałbym wam życzyć wystrzałowego Sylwestra i szczępśliwego Nowego Roku :* <3
~Panna Phelps ♥

4 komentarze:

  1. UMbridge, nie Unbridge ;))
    Idzie Ci coraz lepiej, ale nie byłabym sobą, gdybym się nie czepiała. Trochę idealizujesz Elizabeth - chyba nie było jeszcze rzeczy, która jej nie wyszła - i dlatego ciężej się to czyta. Nikt nie jest perfekcyjny, więc dorzuć jej jakąś negatywną cechę.
    Poza tym, jak pisałam wcześniej zdarzają się literówki i powtórzenia, więc przed wysłaniem przeczytaj powoooli tekst albo postaraj się o jakąś betę :)
    Co jeszcze? Ach, zmieniłaś szablon. Jest ładniejszy, acz ja nie przepadam za szarym :D
    Na razie oceniam Twoje opowiadanie na 4+, a musisz wiedzieć, że nikomu 6 jeszcze nie wystawiłam ;) Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klika literówek i powtórzeń. W dużej mierze zgadzam się z Sensitiva - Cherry, ale akurat szablon jest nawet ładny, choć to nie mój typ. Olynte c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się i w 100% popieram Cherry. Jednak chyba zmieniłaś szablon xd
    ~Sophia
    ps. tak wiem, kilka razy podpisałam się Sophie, jednak pisanie na telefonie to męka ;_;

    OdpowiedzUsuń