piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 5.

Po skończonym zwiedzaniu zamku, Fred i Elizabeth wrócili do Wieży Gryffindor'u, śmiejąc się głośno. Kiedy stanęli przed portretem Grubej Damy, Eliza wciąż chicocząc wypowiedziała hasło.
- Mimbulus mimbletonia.
Obraz przesunął się, ale dało się słyszeć jak rozmarzonym głosem mówi coś o świątecznej miłości. Kiedy weszli do pokoju wspólnego, Elizabeth przetarła załzawione od śmiechu oczy i zwróciła się do Freda.
- Dzięki za pokazanie mi szkoły. Było naprawdę fajnie. - mówiąc to uśmiechnęła się szeroko - Trzeba to będzie powtórzyć.
- Nie ma sprawy. - powiedział Fred i odwzajemnił uśmiech - Mnie też się podobało.
- No to... ja chyba pójdę skończyć rozpakowywanie moich rzeczy. Zobaczymy się później.
Dziewczyna ruszyła w stronę dormitoriów dziewcząt, ostatni raz uśmiechając się do Freda. Chłopak rozejrzał się po pokoju wspólnym szukając George'a lub Lee Jordana, lecz w pokoju siedzieli praktycznie sami pierwszo i drugoroczniacy. Zwrócił się więc w stronę schodów prowadzących do dormitoriów chłopców. Kiedy wszedł już do pokoju usłyszał od razu głos George'a.
- No i jak tam Romeo?
Fred usiadł na łóżku obok brata i spojrzał na niego drwiąco.
- Nie uwierzysz jakie ona ma poczucie humoru! Serio. Ma strasznie podobny charakter do naszego.
- Żartujesz. - powiedział z niedowierzaniem George - Dziewczyna, która zaliczyła wszystkie egzaminy z wynikiem pozytywnym?
- Też się zdziwiłem. Nawet była pod wrażeniem, kiedy dowiedziała się o tym, że podłożyliśmy Filch'owi fajerwerki w gabinecie.
- To nieźle. Widać, że zna się na rzeczy. Trzeba będzie się z nią zaznajomić. No wiesz, rozrabiaków nigdy za wiele.
- Ale oczywiście tylko dwóch najlepszych.
- Zgadza się braciszku.
George uśmiechnął się do brata i po chwili wyciągnął spod łóżka skrzynię z Magicznymi Dowcipami Weasley'ów.
*
- I jak było? - zapytała Raquelle kiedy Elizabeth usiadła na łóżku i wyciągnęła swój kufer z rzeczami.
- Fajnie, naprawdę fajnie.
- Co się dziwić? Rzadko z którymkolwiek bliźniakiem jest nudno. - powiedziała Alicja - Boje się jak będzie wyglądała bez nich drużyna Gryffindoru.
- Drużyna Gryffindoru? - zapytała zdziwiona Elizabeth.
- No w Quidditchu. Byli pałkarzami, ale ta wredna jędza Unbridge ich wywaliła! No i jeszcze Harry'ego rozumiesz? Był najlepszym szukającym jakiego mieliśmy!
Alicja najwyraźniej strasznie to przeżywała, bo mówiąc to, zawzięcie wymachiwała rękami w powietrzu.
- W Quidditchu? - zapytała drżącym głosem Elizabeth, jakby Alicja powiedziała coś strasznego.
- Liz, wszystko okej? - zapytała niepewnie Linsey.
- Tak, tak. Wszystko w porządku. - odpowiedziała Eliza chcąc sprawić by brzmiało to wiarygodnie.
- Przecież widzę, że coś nie tak. Co jest?
- Ja po prostu... nieważne. Nie chce o tym gadać.
Linsey westchnęła. Po chwili wstała i zaproponowała pomoc przy rozpakowaniu. Dziewczyny w ciszy składały kolejne ubrania i wkładały je do szkolnego kufra. Nagle Linsey wyciągnęła ze skrzyni jakieś zdjęcie i krzyknęła z zachwytu.
- O Jezu, Elizabeth! Poznałaś Williama Colfera? Pałkarza reprezentacji Irlandii?
Elizabeth podniosła głowę znad skrzyni i spojrzała na Linsey.
- Trudno żebym go nie znała. Zazwyczaj zna się własnego ojca.
- William Colfer to Twój ojciec? - zapytała Barbara, odrywając się od jakiejś książki.
- No tak. Nie rozumiem dlaczego żadna z was tego nie załapała na początku.
- Myślałam, że to jakaś zbieżność nazwisk czy coś. - odpowiedziała z podnieceniem.
- Skoro pałkarz Irlandii to Twój ojciec - wtrąciła się Alicja - to musisz być naprawdę świetna w Quidditchu!
Elizabeth znowu zadrżała na dźwięk tego słowa. Żadna z dziewczyn tego nie zauważyła, więc bez żadnej przerwy kontynuowały rozmowę.
- Pogadam z Angeliną, żeby Cię przyjęła. Ba, na pewno Cię przyjmie! Pewnie będziesz miała jakiś sprawdzian umiejętności czy coś, ale nawet jeśli Ci nie pójdzie, w co wątpię, to i tak Cię przyjmie bo aktualni pałkarze to totalna porażka. Nawet nie potrafią porządnie odbić tłuczka. Wiesz co? Już teraz do niej pójdę i...
- Nie! - krzyknęła wystraszonym tonem Elizabeth - Nie idź, proszę. Nie chce grać w drużynie. W ogóle nie chce grać w Quidditcha. Nie chcę mieć nic wspólnego z tą grą. Nigdy więcej nie wsiąde na miotłe. Nigdy.
Nagle w dormitorium zrobiło się zupełnie cicho. Wszystkie dziewczyny wpatrywały się z wyraźnym zdziwieniem na Elize.
- Po prostu ja... się boję. Latania. Ja...
Przerwała i otarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Linsey objęła ją, a reszta zgromadziła się wokół jej.
- Powiesz nam dlaczego? - zapytała nieśmiało Linsey.
Elizabeth otarła kolejne łzy i po chwili skinęła głową.

2 komentarze:

  1. Dlaczego kończysz w takim momencie ? Dlaczego ? Przez ciebie cały dzień będę ciekawa jak powinien skończyć się ten wątek :) Idzie Ci bardzo dobrze, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję pojawi się w najbliższej przyszłości :) pozdrawiam Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  2. To napięcie! :o Nie skomentuje, bo muszę przeczytać następny rozdział. ;)
    ~Sophia

    OdpowiedzUsuń