sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 4.

Fred spojrzał na Elizabeth. Jeżeli okaże się, że ona uważa, że to tylko fanaberie Harry'ego i Dumbledor'a oraz że śmierć Cedrika to tylko zbieg okoliczności, może uznać go za idiotę kiedy powie, że on w to wierzy. No ale w sumie po co by o to pytała, gdyby wiedziała że jest to wyssana z palca bajeczka? Po chwili namysłu uznał że najbardziej rozsądne będzie jeżeli on zapyta ją o to samo.
- A Ty jak myślisz?
- No... - tu Elizabeth się zawahała jakby miała ten sam mętlik w głowie, co on przed chwilą - mi się wydaje, że wrócił.
- Ja też tak sądzę. Wierzę Harry'emu i wiem, że nie żartowałby sobie z takich rzeczy.
Fred zobaczył, że dziewczyna z niepokojem znowu patrzy się na medal Toma Riddle'a.
- Idziemy? - zapytał ją, uśmiechając się lekko.
- Co? - zapytała się nieprzytomnie wyrwana z zadumy Eliza- a, tak chodźmy.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, a potem wyszła wraz z Fredem na korytarz.
Zeszli potem po schodach na pierwsze piętro, gdyż Fred nie miał ochoty mijać gabinetu Dolores Unbridge. Przeszli obok sal lekcyjnych oraz gabinetu profesor McGonagall, zatrzymując się przy skrzydle szpitalnym.
Zobaczyli panią Pomfrey podającą nieznaną parującą substancje jakiemuś trzęsącemu się chłopakowi.
- Ile razy mam wam powtarzać, żebyście się nie wchodzili na lód, którym jest pokryte jezioro, no ile? - westchnęła i przykryła chłopca kocem.
- Urocza kobieta. - szepnął Fred do Elizabeth - To teraz parter.
*
Stanęli przed lekko zniszczonymi, ciemnobrązowymi drzwiami. Fred dla żartów wypiął dumnie klatkę piersiową i powiedział donośnym tonem:
- A oto gabinet najwspanialszego, a zarazem najbardziej cuchnącego, woźnego pod słońcem. Jego nazwisko uczniowie wymawiają z jakże chwalebnym obrzydzeniem, a jest to Flich. Jakże często wraz z bratem słyszymy za sobą jego ochrypły głos krzyczący...
- WEASLEY!
W ich stronę szedł rozwścieczony Filch. Cały był zakopcony i czuć było od niego spalenizną.
- Dzień doberek panie Filch! - rzekł wesoło Fred i uśmiechnął się prowokująco - coś się stało?
- Dobrze wiesz co się stało! Niech ciebie i tego twojego przeklętego brata diabli wezmą! Was i te wasze pieruńskie fajerwerki!
Fred uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chce pan może nabyć kilka? Mamy teraz promocje - dwie w cenie jednej.
Filch zrobił się cały czerwony na twarzy.
- W takim razie ty i twój brat przyjdziecie do mnie jutro i odrobicie swój szlaban.
- Ale kto powiedział, że to my podłożyliśmy te fajerwerki?
Filch zamilkł.
- Nie udawaj głupiego Weasley. Dobrze wiem, że to wy!
- Ma pan jakieś dowody?
Filch ponownie zamilkł, ale tym razem na trochę dłużej.
- No właśnie - powiedział Fred drwiącym tonem - skoro nie ma pan żadnych argumentów popierających pana podejrzenia to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
Fred uśmiechnął się i odwrócił się na pięcie. Elizabeth ruszyła za nim.
- To po ile te fajerwerki? - zapytała po chwili.
---
Przepraszam że tak krótko, ale nie miałam weny :/

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 3.

- Tak, jasne. - uśmiechnął się George i spojrzał z rozbawieniem na Freda.
Elizabeth usiadła w fotelu naprzeciwko braci i uśmiechnęła się.
- Ty jesteś George, tak? - spojrzała się na jednego z nich.
- Fred, to jest George.
- Och, przepraszam. - powiedziała zakłopotana.
- Żartuje, jestem George.
Elizabeth zaśmiała się i popatrzyła na Freda.
- A Ty co tak milczysz Freddie? - uśmiechnął się George i szturchnął brata w bok - masz jakiś dylemat?
Fred spojrzał się na Georga morderczym wzrokiem, na co tamten zareagował śmiechem. Elizabeth patrzyła się to na George'a, to na Freda, lekko się uśmiechając. Fred wziął głęboki oddech i spojrzał na Elizabeth.
- Co u ciebie? - zapytał dziewczyny i uśmiechnął się.
- Dobrze. Strasznie mi się tu podoba. - odpowiedziała Eliza, jednocześnie odgarniając do tyłu włosy.
- Możemy Cię oprowadzić. - zaproponował Fred.
- Ty możesz Fred. Ja muszę... zrobić coś innego. - powiedział szybko George i wstał z fotela.
Odwrócił się na pięcie i tak, aby Elizabeth nie widziała zwrócił się cicho do brata mówiąc "powodzenia". Po chwili zniknął za drzwiami swojego dormitorium.
- No to gdzie chcesz iść najpierw? - zapytał Fred Elizy.
- Nie wiem. To Ty tu jesteś przewodnikiem. - odpowiedziała dziarsko dziewczyna i zaśmiała się.
Oboje wstali i wyszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy, przeszli cicho przez zamek (tylko na chwilę zatrzymali się, bo Elizabeth chciała się dokładniej przyjrzeć obrazom przy schodach) i w końcu znaleźli się w sowiarni na szczycie Wieży Zachodniej.
Było to koliste pomieszczenie z oknami bez szyb. Na posadzce leżała gruba warstwa słomy, sowich odchodów i pogryzionych kości myszy. Od podłogi do sufitu piętrzyły się grządki, na których dumnie siedziały rozmaite sowy. Eliza przez chwilę patrzyła na to z zachwytem, a następnie zaczęła biegać od sowy do sowy, dokładnie każdą oglądając. Fred pozwolił jej jeszcze trochę pooglądać sowiarnie (dokładniej ich mieszkańców), a następnie udali się do następnej wieży.
Szli korytarzem na siódmym piętrze, gdy nagle Fred zatrzymał się pokazując Elizabeth mniejsze od normalnych, drewniane drzwi.
- To gabinet profesora Flitwicka, nauczyciela zaklęć. Jest chyba najbardziej wyluzowany ze wszystkich, znaczy... no, nie dał nam szlabanu kiedy ja i George daliśmy mu do zjedzenia Kanarkowe kremówki. Pomiń fakt, że przez jakiś czas nazywano go profesorem Kanarkiem. - powiedział Fred i uśmiechnął się na wspomnienie tego wydarzenia.
Eliza zaśmiała się, a potem zeszli po schodach na piętro piąte ("Chyba nie będzie Ci się chciało zwiedzać męskiej łazienki?").
Chłopak poprowadził dziewczynę do biblioteki znajdującej się na czwartym piętrze. Sam rzadko tu bywał, szczerze mówiąc wogóle. Elizabeth weszła do środka i popatrzyła trochę na wnętrze pomieszczenia, jednak po chwili wyszła. Najwyraźniej nie darzyła książek taką sympatią jak Hermiona Granger, którą tam spotkała.
Po chwili wraz z Fredem stali przed Izbą Pamięci. Eliza niepewnie otworzyła drzwi. Kiedy weszła do środka podeszła do jednej z półek i spojrzała się na srebrny medal. Kiedy przeczytała kto go dostał zamarła.
- Tom Marvolo Riddle... - szepnęła i spojrzała się na Freda stojącego obok.
Chłopak zrobił taką minę, jakby był równocześnie smutny, ale i zły.
- Fred, czy Ty... wierzysz że... - próbowała dobrać słowa - ...że Sam-Wiesz-Kto wrócił?

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 2.

- Jesteś metamorfomagiem?! Ale super! - krzyknęła zachwycona Raquelle.
- I na pewno nie jesteś wilą? Nawet po części? -zapytała podejrzliwie Linsey.
- Nie, na pewno nie. - zaśmiała się Elizabeth, przeczesując szczotką, wcześniej blond, a teraz kasztanowe włosy.
- To skąd ta uroda? - zapytała Alicja, dalej wpatrująca się w jej błyszczące włosy.
- Nie mam pojęcia, chyba po mamie. Czekajcie, zaraz... gdzie ja to położyłam...
Eliza wstała i zaczęła grzebać w swojej walizce. Po chwili wyjęła z niej drewnianą, bogato ozdobioną ramkę. Na zdjęciu było widać piękną kobietę trzymającą w rękach bukiet kwiatów i uśmiechającą się przyjaźnie.
- To moja mama Bella. Pochodzi z rodziny niemagicznej, jednak ona jest czarownicą.
Kobieta na zdjęciu uśmiechnęła się szeroko.
- Czyli jesteś półkrwi? - zapytała Barbara.
Elizabeth przytaknęła. Postawiła zdjęcie na komodzie obok łóżka i wzięła się za dalsze rozpakowywanie.
*
George dalej patrzył z rozbawieniem na Freda, a tamten spojrzał na niego z lekkim poirytowaniem.
- Co Cię tak bawi? - zapytał w końcu.
- Nic, nic. - powiedział George sarkastycznym tonem i głośno się zaśmiał. Fred po chwili patrzenia się na brata również zaczął się śmiać. Siedzieli tak dławiąc się ze śmiechu, póki ze swojego dormitorium nie wychyliła się Hermiona i spiorunowała ich wzrokiem. George odkaszlnął i zamknął skrzynię z "Magicznymi Dowcipami Weasleyów".
- No to co robimy? - zapytali się siebie równocześnie.
- Może... - zaczął George i nie dokończył, bo usłyszał za sobą śmiech Alicji wychodzącej wraz z dziewczynami ze swojego dormitorium.
- A tu jest Lavender, Parvati i... o a tam, po lewej, są dormitoria chłopców. Wiesz co? Chyba wypiszę ci na kartce gdzie kto mieszka. Oczywiście łącznie z chłopcami. - Alicja puściła do Elizabeth oczko.
- Oczywiście, Liz marzy o tym aby mieć wypisane na kartce gdzie jest dormitorium każdego z chłopców. - powiedziała ironicznie Barbara i zachichotała.
- Gdyby nie fakt, że chłopcy nie mogą wejść do dziewczyn to zapewne wszyscy pukali do naszych drzwi i czekali na to, że Eliza im otworzy. - powiedziała Raquelle, na co reszta odpowiedziała śmiechem.
Dziewczyny usiadły przy jednym ze stolików. Elizabeth usiadła tak, że Fred mógł się jej dokładnie przyjrzeć.
Dziewczyna miała rumianą twarz i lekkie piegi. Miała błękitne oczy i długie rzęsy. Jej usta miały kolor dojrzałych wiśni. Początkowo zdziwił się, że dziewczyna ma teraz kasztanowe (zresztą piękne) włosy, ale kiedy usłyszał coś o metamorfomagu, wiedział, że chodzi o nią. Nagle Eliza spojrzała się w jego stronę i uśmiechnęła się. Z uśmiechem było jej do twarzy.
Po chwili odwróciła się i wyszeptała coś do dziewczyn. Barbara spojrzała się w stronę bliźniaków i odpowiedziała na coś Elizie.
- Eeeem... nagle przypomniało mi się że muszę... yyy coś zrobić razem z Linsey. - powiedziała Alicja wstając i łapiąc Linsey za nadgarstek.
- Że co? - zapytała Linsey trochę zdziwiona, ale Alicja spojrzała na nią znacząco - a no tak to my już... no pójdziemy zrobić to.
Wstały i ruszyły w stronę dormitorium. Pod jakimś pretekstem wyszły też Raquelle i Barbara, zostawiając Elizabeth z bliźniakami samą.
Eliza przez chwilę tak siedziała, najwyraźniej się nad czymś zastanawiając. Po chwili wstała i ruszyła w stronę Freda i George'a.
- Mogę usiąść? - zapytała patrząc na Freda.

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1.

Fred siedział z Georgem w pokoju wspólnym Gryffindoru. Właśnie kończyli pracę nad swoim nowym dziełem - proszkiem wyłupkiem. Wyglądał jak różowy cukier puder i po dosypaniu go do czyjejś potrawy, osobie która to zje, oczy urosną do nienormalnych rozmiarów. Kiedy George już wkładał feralny wynalazek do pojemnika, do pokoju weszła profesor McGonagall.
- Proszę o uwagę! - powiedziała patrząc się na różowy proszek rozsypany przed bliźniakami na stole - tak się złożyło, że po raz pierwszy od 50 lat ktoś dopisał się do naszej szkoły w czasie trwania roku. Jest to uczennica, którą przyjęliśmy tylko z tego powodu, że zdała ona wszystkie egzaminy, które mają miejsca w latach 1-4 z wynikiem pozytywnym.
- Pewnie jakaś kujonka. - szepnął Fred do George'a, a ten cicho zachichotał.
- Tak więc teraz jest ona na szóstym roku i będzie mieszkała w dormitorium wraz z Alicją Spinnet, Barbarą Alysson, Linsey Brown i Raquelle Rose.
Dziewczyny spojrzały się na siebie z podnieceniem.
- Kontynuując, mam nadzieję że powitacie ją ciepło i bez żadnych głupich żartów. - mówiąc to spojrzała ponownie na Freda i George'a - Teraz pójdę po nią, a wy w tym czasie trochę tu posprzątajcie.
Profesor McGonagall wyszła z pokoju. Wszyscy wzięli się za sprzątanie, rozmawiając o nowej dziewczynie z przejęciem.
- Ciekawe jaka ona jest... jak myślicie? - zapytała Barbara współlokatorek.
- Mam nadzieję, że w porządku. Nie mam ochoty dzielić pokoju z jakąś kapryśną nudziarą. - odpowiedziała Linsey.
Po jakichś pięciu minutach do pokoju ponownie weszła profesor McGonagall, a za nią dało się zobaczyć kawałek czyjejś walizki.
Profesor zakasłała znacząco, a wtedy wszyscy Gryfoni zamilkli.
- Chciałabym wam przedstawić Elizabeth Colfer, waszą nową uczennice!
Zza pleców McGonagall wyłoniła się nieśmiało wspomniana dziewczyna. Wszystkich zamurowało. Była ładna, bardzo ładna. Fred oderwał się od swojej skrzynki z wynalazkami Weasleyów. Otworzył szeroko oczy i przyglądał się dokładnie nowej Gryfonce.
- Yyym, cześć. - uśmiechnęła się Eliza i popatrzyła przyjaźnie na wszystkich Gryfonów.
- Tak więc Elizabeth - zwróciła się do niej profesor McGonagall - twoje współlokatorki dokładnie Ci wszystko przedstawią i opowiedzą. Wszystkie potrzebne rzeczy takie jak plan lekcji i szaty są w Twoim dormitorium. Wiesz które to?
- Tak, już mi pani powiedziała.
- W porządku. W takim razie zostawiam Cię tutaj. - powiedziała profesor McGonagall i wyszła z dormitorium. Od razu do Elizabeth podbiegły Alicja, Barbara, Linsey oraz Raquelle i po kolei zaczęły się jej przedstawiać.
- Chodź - powiedziała Alicja - pokaże Ci nasze, znaczy teraz też twoje dormitorium!
Raquelle pomogła Elizabeth z jej skrzynią, a po chwili zniknęły za drzwiami do pokoju dziewcząt.
- Ej, ładna jest -powiedział któryś chłopak po chwili ciszy jaka zapanowała w pokoju wspólnym.
- Pewnie wila - powiedziała obojętnie Hermiona stojąca obok Rona i Harry'ego.
Po jakimś czasie wszyscy powrócili do swoich dotychczasowych zajęć.
- Fred? - George pomachał Fredowi ręką przed twarzą - żyjesz?
Fred wyrwał się z zamyślenia. Ta dziewczyna była chyba pierwszą tak idealną z wyglądu dziewczyną jaką kiedykolwiek zobaczył.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
- Fred, czy ona Ci się przypadkiem nie podoba? - zapytał George z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
*
W tym samym czasie Elizabeth wyjmowała ze skrzyni swoje rzeczy przekładając je na łóżko.
- Jak się mamy do Ciebie zwracać? - usłyszała za sobą głos Raquelle.
- Możecie Liz, albo Eliza. Jak wam wygodniej - uśmiechnęła się dziewczyna - a ja jak mam do was mówić?
- Do mnie po imieniu - powiedziała Alicja - Barbarę nazywamy Curly, Linsey, Lind, a Raquelle, Elle lub Raq. Albo po prostu po imieniu.
- Skoro jesteśmy z Tobą w pokoju to musimy się trochę lepiej poznać - uśmiechnęła się Linsey.
Elizabeth zamknęła skrzynię i usiadła na łóżku.
- No więc... - zaczęła.